Od kilku, a nawet kilkunastu miesięcy, obserwowany jest trend na bycie fit. Szczupłe sylwetki, jędrne ciała atakują potencjalnych odbiorców (odbiorczynie) zewsząd – od spotów reklamowych, przez nagłówki czasopism, aż po celebrytów i gwiazdy, które owe trendy wyznaczają. Ale czy na pewno całe to zamieszanie wokół produktów oznaczonych light, jest rzeczywiście zdrowe? Czy light znaczy fit?
Wyroby oznaczone, jako light, to takie, które maja obniżona zawartość cukru lub są mniej kaloryczne. Niestety, ale samo „light” czasami wystarczy, bo nie ma żadnej prawnej regulacji dotyczącej produktów tak oznaczanych. Co w konsekwencji prowadzi do tego, ze producenci sami określają swoje produkty, jako takie, które podlegają kategorii „light”.
Nazwę light wymyślili, nie bez powodów, Amerykanie. Jako że zostali obwołani najgrubszym narodem świata, zaczęli główkować, jak to wybrnąć z takiej sytuacji. Do akcji wkroczyły rzesze naukowców i dietetyków, by w końcu obwieścić, że to co ma mniejszą ilość cukru, bądź jest odtłuszczone, pomaga zwalczyć nadwagę. W mgnieniu oka na produktach zaczęły pojawiać się formy „light” „0%” itp. Nieświadomy niczego konsument bez wahania sięga po tak oznaczone artykuły, bo przecież ufa „mądrym głowom”, że taki zakup odpłaci mu się piękniejszą i szczuplejszą sylwetką. Ale czy na pewno?
Co ciekawe na półkach sklepowych oznaczenie „light” zagościło już na dobre. Zarówno na serach, jogurtach, masłach, a nawet na piwie. Śmiało można powiedzieć, że jest to swego rodzaju moda. Ale czy to, co ma obniżona zawartości cukru na pewno jest lepsze (czytaj: zdrowsze), od takiego samego produktu, tyle, że bez naklejki „light”? I tu głośno należy powiedzieć NIE. Bo nawet jeśli z danego towaru zostanie usunięty cukier, to trzeba go czymś zastąpić. Zwykle rolę „wypełniacza” odgrywają związki chemiczne i inne „polepszacze” smaku i konsystencji. Co w końcu prowadzi do tego, że dobre tłuszcze zostają zastąpione przez swoich gorszych kuzynów z półki z chemicznymi dodatkami. Przykładem mogą być produktu z grupy nabiałów, gdzie ich odtłuszczenie prowadzi do gorszego przyswajania witamin; A, D, E i K. A to już nie jest light. A jeśli dodamy, że gorsze przyswajanie witamin może prowadzić do fermentacji takich produktów w jelitach i innych nieprzyjemnych zachowań, to wniosek nasuwa nam się sam.
Zatem czy w ogóle nie sięgać po produkty tak oznaczone? Jednoznaczna odpowiedź tak naprawdę nie istnieje. Każdy ma swój rozum i wie czego jego ciało w danej chwili potrzebuje. Spożywanie tylko odtłuszczonych produktów i tych z mniejszą zawartością cukru, na pewno nie sprawi, że będziemy wiecznie piękni i młodzi. Na nasz wygląd, sylwetkę i zdrowie wpływa zarówno zdrowa dieta, jak i ćwiczenia. Nie osiągnie się wymarzonej figury spożywając tylko jogurty „0%”. Do wszystkiego trzeba podchodzić z umiarem i zdrowym rozsądkiem. To, że producenci umieszczają wszędzie słowa „light”, „slim”, „fit”, nie oznacza, że mamy ulec i bez namysłu wkładać taki towar do swojego koszyka z zakupami.
Fakt 1: Czy żywność „light” pomaga w zrzuceniu zbędnych kilogramów? TAK: o ile nie są to artykuły przetworzone.
Fakt 2: Słowo „light” ma znaczenie lżejszy, anie lekki: TAK: to, że produkt ma mniej cukru, nie oznacza od razu mniejszej ilości kalorii.
MIT 1: Wyroby „light” nie tuczą: NIE: wszystko spożywane w nadmiarze, szkodzi.
MIT 2: Produkty „light” to samo dobro: NIE: Zastąpienie cukru słodzikiem, a tłuszczu węglowodanami nie wychodzi nikomu na zdrowie.
Bardzo przydatny artykuł. Kupuję czasem produkty FIT, ale zawsze sprawdzam ich skład.
OdpowiedzUsuń